Eros napisał(a):
Cytuj:
Poza tym, możliwe, że starożytni poganie mylili się co, do tego, co jest "bogom miłe". wszak przeminęli jak mgła. Nie ma ich. Czyżby "Bogowie" nie otaczali ich opieką i troską? Może należy wyciągnąć z tego wnioski? Może "Bogom" cały ten cyrk z ofiarami wcale się nie podobał?
Nie mylili się, każdy Bóg ma jakiś okres trwania a wraz z nim lud danego boga, jako ze bogowie byli uznani tez pod wpływem przeznaczenia, wiec gdy bóg jakiś umierał lub przegrywał z innym jego lud tracił opiekę i naturalnie ginął, dlatego tu duży plus dla monoteizmu jako dość wygodnej alternatywy - jeden Bóg, z którego wychodzi wiele aspektów (imion), który nie ma początku ani końca wiec Jego lud tez nie będzie go miał.
Czy to nie znaczy, że my tutaj po prostu zajmujemy się reanimowaniem "religijnego trupa"?
Nie widzę też związku między domniemaną "nieskończonością" jakiegokolwiek Boga monoteistycznego a "wiecznotrwałością" ludu jego wyznawców. Chcesz powiedzieć, że jeśli jakiś lud wierzy w jednego Boga, któremu przypisuje "wieczność i nieskończoność" to sam będzie trwał wiecznie? Jestem filozofem a nie religioznawcą lub historykiem religii, więc nie potrafię przytoczyć przykładu "monoteistycznego" Boga, który "umarł" (chyba, że Aton, się liczy.
), ale teza zgodnie, z którą wyznawczy "wiecznych" bogów dostają "w pakiecie" "wieczne trwanie" wydaje mi się bardzo podejrzana.
Eros napisał(a):
Cytuj:
Gdzie kończy się i zaczyna "egzystencja ludzka"? Czy My, Ludzie wyrastamy "ponad" inne istoty? To też nie jest dla mnie oczywiste. Nie czuję się doskonalszy od źdźbła trawy. Dodam, że nie cierpię z powodu niskiej samooceny. Człowiek nie jest radosnym centrum Wszechświata ani świetlaną koroną stworzenia.
Nie musisz się czuć i wtedy nie jesteś, ale ktoś może się czuć i jest, tylko na podstawie książek jakie przeczytałeś wnioskujesz konkluzje i filozofie, które bardzo spłycają odczuwanie rzeczywistości głębiej niż myślami.
1. Samo "czucie" oczywiście o niczym nie przesądza. Szaleniec może "czuć", że jest Napoleonem. Mówiąc, że "nie czuję się doskonalszy od źdźbła trawy", miałem na myśli to, że człowiek nie jest w kosmosie istotą uprzywilejowana (niezależnie od tego, co, w swej megalomanii, "czuje").
2. Nie tylko na podstawię książek wnioskuje "konkluzje i filozofie". Cenię wysoko mistyków, a więc tych, którzy odwołują się np. do intuicji lub iluminacji, a więc, do "głębszych" władz poznawczych niż "myślenie", zwłaszcza myślenie czysto ilościowe - "rachujące". Możesz mi wierzyć, że daleki jestem od "suchego" i "technicznego" filozofowania (t.j. "filozofowania na papierze"); sądzę jednak, że to nie zwalnia z dążenia do precyzji i ścisłości. Nawet Heidegger dążył do precyzji i ścisłości.
Eros napisał(a):
Dyskusja polega na nauce poprzez rzeczy, które popychają świadomość dalej niż zwykle dogadywanie się na poziomie przytakiwania sobie lub skakania sobie internetowo do gardeł bo się coś nie pokrywa z danym wyobrażeniem rzeczywistości.
Mógłbym powiedzieć to samo.
Oczywiście, że nie chodzi o "dogadywanie się na poziomie przytakiwania" (wspomniany już Heidegger byłby dumny). Chodzi, przynajmniej częściowo, o "polerowanie" pojęć by precyzyjniej "przylegały" do "rzeczywistości", która prawdopodobnie jest z definicji niemożliwa do wiernego oddania za pomocą pojęć; a ponieważ pojęcia najłatwiej "poleruje się" w dyskusji z innymi (dlatego, że mogą oni dostrzec to, co przed nami ukryte), dyskutuję.
Thorbiern napisał(a):
Ludziska, toć problem uboju rytualnego w znikomym stopniu dotyczy kultów pogańskich, o których "korzenność" tak tu niektórzy walczą. Jest to sfera interesów głównie dwu religii i to tych szczególnie zajadle tępiących wszelkie odstępstwo od słowa Jedynego, w tym i "plugawe" pogaństwo. Piszecie o krwawych ofiarach, których rzekomo domagają się Bogowie waszych panteonów. Skąd to przekonanie, pytam? Bo tak było 1000 lat temu i wcześniej? Bo tak dzieje się w Indiach? No ludzie kochani, toć przecie gubicie istotę sprawy. Krwawa ofiara w społeczeństwie rolniczym X-wiecznej Skandynawii czy Słowiańszczyzny to po prostu ofiarowanie Bogom rzeczy wówczas najcenniejszej dla donatora. Analogiczna sytuacja ma miejsce w dzisiejszych Indiach. Po prawdzie, żeby choć zbliżyć się do tego modelu ofiarniczego w realiach współczesnej Polski należałoby w ramach ofiary sfajczyć w ogniu ofiarnym własnego merca (opcja dla bogatych) lub przynajmniej równowartość 3 miesięcznej pensji (wersja dla ubogich). Po takiej ofierze będziecie krwawić lepiej niż zarzynane zwierzę, gwarantuję. (To sarkazm, może przesadny ale czytelny chyba.) Kolejna rzecz; jeśli już uparcie trzymamy się konieczności krwawych ofiar w kultach pogańskich. Skąd przekonanie, że ofiarowywane zwierzę nie powinno być pozbawione świadomości. Przeciwnie, wiele wskazuje na to, że zwierzę ofiarne specjalnie oszołamiano przed ubojem. To żydom i muzułmanom zależy na tym by ubój był "koszer" a zwierzę czuło ból umierania i nie ma to nic wspólnego z ofiarnictwem. Mięso zwierzęcia pozbawionego życia w inny, niż w ramach w ramach rytualnego uboju, sposób po prostu nie nadaje się dla nich na papu.
Myślę, że wyczerpałeś temat. Lakonicznie, precyzyjnie i z poczuciem humoru. Stawiam piwo!
Amvaradel napisał(a):
Eros napisał(a):
Człowiek ma wybór czy chce być zwierzęciem czy czy rozwiniętą duchową jednostką ponad koncepcjami i zwierzęca naturą czy czymkolwiek innym, dlatego człowiek nie może być zwierzęciem, a możne z siebie uczynić takowego, a zwierzęta nie maja takiej możliwości wiec to oczywiste ze człowiek nie jest zwierzęciem, tylko takowe aspekty posiada i generuje, a zwierzęta nie maja takiej możliwości.
To jest błędne przedstawianie sprawy. Nie ma wyboru: być człowiekiem czy być zwierzęciem, ponieważ każdy człowiek jest zwierzęciem i jest to jego cecha nieusuwalna. Natomiast można powiedzieć, że człowiek jest czymś więcej niż zwierzę, bo ma możliwości wykraczające poza możliwości innych zwierząt - tu zgoda. Człowiek jest zwierzęciem i wykracza poza zwierzęcość. Tak jak woda jest czymś więcej niż wodór, ale bez wodoru nie byłoby wody.
Jedną ze sfer, w której człowiek jest więcej niż zwierzęciem jest moralność. Zwierzę nie ma wyboru czy zabija, człowiek ma.
Pytanie brzmi: czy różnica między człowiekiem a zwierzęciem, o której mowa, jest różnicą stopnia czy istoty:
1. Czy człowiek jest "trochę doskonalszym" / bardziej złożonym zwierzęciem - bo zbudowanym z większej ilości "tych samych" "klocków". (różnica stopnia)
2. Czy człowiek jest "zdecydowanie doskonalszy" od zwierząt, bo zbudowany jest z "doskonalszych" "klocków". (różnica istoty)
Pytamy więc o to, czy istnieje w Naturze "pęknięcie", będące jednocześnie linią uzasadniającą podał na "lepszych" i "gorszych".
Jeśli chodzi o moralność: czy naprawdę sądzisz, że w świecie tzw. zwierząt "niższych" nie istnieją zjawiska, które moglibyśmy zaklasyfikować za pomocą pojęcia "moralność"?
I jeszcze słowo do Tych, którzy twierdzą, że globalny wegetarianizm to "utopia". Utopią jest / była (?) też walka o równouprawnienie kobiet, niewolników, Indian, Czarnoskórych i innych "kolorowych" itp. I nie idźcie na wybory, bo "Wasz głos nic nie znaczy".