To co mówisz o ciemnych stronach samego siebie jest bardzo prawdziwe, najwyraźniej występuje nie tylko w wypadku wiccańskiej inicjacji, ale właśnie wtedy, kiedy zaczyna się coraz bardziej i bardziej planowo wchodzić w głębsze pokłady samego siebie. Działania rytualne i to, co ja nazywam współpracą z Mocami mają - i to mogę zaświadczyć własnym doświadczeniem - ogromny wpływ na wystąpienie tego zjawiska. Również i to, że wyzwania stawiane przez życie stają się trudniejsze mogę z praktyki samotnika potwierdzić. Ale fakt, że walczy się z nimi coraz bardziej świadomie także ma ogromne znaczenie. Pomoc Starszych może ogromnie ułatwić uświadomienie sobie pewnych rzeczy i zrozumienie, że są aspektem zachodzącej w nas samych zmiany, a nie tylko np. splotem obudzonych "z niczego" wspomnień i zewnętrznych okoliczności.
I niewątpliwie w poradzeniu sobie z tym ogromne znaczenie ma pomoc grupy i doświadczenie Starszych, którzy już mają to za sobą. Jeśli praktykuje się samodzielnie i tworzy własną drogę intuicyjnie, nie ma obok nikogo, kto byłby w stanie pomóc czy doradzić (nie poprowadzić za rękę, ale właśnie po prostu wesprzeć jako ten, kto to to już przerobił), jest to doświadczenie cholernie trudne, bywa że przydaje się pomoc lekarska, jeśli nie ma się dość siły, by samemu z tego wybrnąć, a dość siły mają tylko wyjątkowe jednostki. Ja wstałam. Ale ponieważ nie jestem jednostką wyjątkową, tylko cholernie samodzielną i antyautorytarną guślarką, wstawanie zajęło mi prawie dwa lata. Jeszcze czasem plączę się w śladach tego, co to we mnie zostawiło. Ale że wiem już jak z tym walczyć, mogę uznać, że potknięcie i związany z tym upadek są już za mną.
Znacie jakieś dzieci, które nie mają porozbijanych kolan? Dorastający strupów na kolanach mają coraz mniej. Taka metafora mi się nasunęła, mam nadzieję, że zrozumiała. Moje kolana ostatnio zaczynają się mieć coraz lepiej
Poza tym samotna droga ma jeszcze jedną wadę. Wprawdzie wiedzy nigdy dość, ale często jej zdobywanie, a zwłaszcza przekuwanie na praktykę, wiąże się z brnięciem w ślepe uliczki i mozolnym wycofywaniem się z nich. Czasem nawet samo dostrzeżenie tego, że uliczka jest ślepa zajmuje mnóstwo czasu, który mógłby przy współpracy z kimś bardziej doświadczonym, być przeznaczony po prostu na rozwój. Czasem też trzeba wyplenić z siebie pewne niewłaściwe nawyki, które narosły z czasem - i znów, jak z tą ślepą uliczką, dostrzeżenie własnych błędów zajmuje zwykle nieco czasu, drugie tyle ich wyplenienie. Więc współpraca z kimś bardziej doświadczonym zawsze przynosi korzyści. Nie jest może NIEZBĘDNA, ale bardzo przydatna i ścieżki prostująca.
No i jeszcze o inicjacji - tej wiccańskiej, o której być może nie powinnam się wypowiadać - bo jak mówiłam wcześniej, nie chcę mędrkować, moja wiedza na temat wicca nie jest zresztą bardzo szeroka, wręcz przeciwnie, wiem bardzo niewiele - WYDAJE MI SIĘ, że jest to nie tylko sam akt dedykacji, ale zapoczątkowanie głębokiej przemiany na poziomie tzw. głębokiego ja (w druidyzmie "inner self"), w szczególnym wypadku wicca - jednocześnie we współpracy z konkretnymi Mocami, tu przyjmującymi postać konkretnej pary Bogów, ale we współpracy z grupą, z którą podczas wspólnej praktyki rytualnej stanowi się jedność, zbiorowy umysł. Inicjacja umożliwia zapewne takie połączenie z grupą, które bez takiego rytualnego wprowadzenia nie byłoby możliwe? Akt wewnętrzny, wpływający na nas samych, będący jednocześnie aktem w jakiś sposób zewnętrznym, łączącym daną osobę z grupą, z którą przez inicjację zaczyna stanowić całość i otwierającym na konkretny sposób porozumienia z konkretnymi boskimi bytami, czy też konkretnymi aspektami tego, co niektóre odłamy druidyzmu nazywają Źródłem? I zachodzący na wszystkich poziomach danej osoby, zapoczątkowującym długotrwały, a właściwie nie mający końca proces zmian i rozwoju?
Czy dobrze rozumuję, stwierdzając, że "bycie" wiccaninem (i tu widzę pewne podobieństwo do druidyzmu i wielu innych ścieżek duchowo-filozoficzno-magicznych) to nie jednorazowy akt decyzji, bach, zmiana, inicjacja i stało się, ale stały proces zmiany, "duchowego" dorastania i stawania się, który zapoczątkowuje inicjacja pierwszego stopnia, ale który praktycznie nigdy się nie kończy?
Jeśli nie mam racji, to wybaczcie mi mądrowanie - to po prostu efekt moich przemyśleń na bazie urywków wiedzy, wcześniejszych dyskusji i samodzielnej, w żaden sposób nie wiccańskiej, praktyki