Na pierwszy rzut oka banalna historia fantasy. Glowny bohater jako dziecko przezywa masakre swojego plemienia i po latach wyrusza w poszukiwaniu zemsty.
Musze przyznac, ze o ile kino rosyjskie jakos nigdy mnie nie zachwycalo, ta pozycja bylam bardzo mile zaskoczona. W dobie kolejnych ekranizacji sprawiajacych wrazenie zlepka najwazniejszych scen z powiesci, Volkodav jest wrecz szokujaco klarowny i spojny. Film zreszta oglada sie wlasnie jakby sledzilo sie powiesc i choc poczatkowe zdarzenia sprawiaja wrazenie zapychaczy i niewiele wnoszacych epizodow, pod koniec skladaja sie w jedna calosc. Co wiecej, tworcy znalezli czas nawet na wytlumaczenie drobiazgow jak blizny na twarzy glownego bohatera (o rzezi z poczatku nie musze wspominac
). Co ciekawe, nawet watek milosny nie traci zbytnim banalem, wszystko jest zwiezle, pelne i nie przegadane.
Ale do rzeczy. Akcje osadzono w swiecie wybitnie poganskim. Nie znajdziemy to ani slowa o chrzescijanstwie, kraina, w ktorej toczy sie film zwyczajnie nie zna tej religii. Nie ma jakichs bardzo zaawansowanych sladow rekonstrukcjonizmu (a moze po prostu mi umknely), znajdziemy za to bardzo dobrze oddana poganska mentalnosc ("Modle sie do swoich bogow, a nie obrazam cudzych" - ten tekst naprawde mile mnie zaskoczyl). Znajdziemy ciekawie pokazany kult przodkow, uzdrowiciela-jasnowidza, ktory jest zwyklym starym czlowiekiem, nie pelnym dostojenstwa i potegi Gandalfem, przeznaczenie, ktorego nieuchronnosc nie pozbawia czlowieka wladzy nad wlasnym losem. Prozno szukac przesadnego patosu, nawet w "ostatecznym starciu"
.