Cytuj:
Koło trzeba czuć i rozumieć a nie wyliczać.
Wyliczanie nie wyklucza czucia i rozumienia. Jeżeli traktuje się Ziemię jako część większej całości, a układ wiatrów, ciśnienia atmosferycznego, zmian temperatury i pogody, wiąże się jednak z obrotem Ziemi wokół Słońca, ja nie widzę nic zdrożnego w wyliczaniu i dlatego sama je stosuję. Cykl Koła Roku traktując w całości jako cykl kosmiczny - to przemawia do mnie bardziej i w ten sposób bardziej ten rytm odczuwam. Jeśli zaś chodzi o sprawy związane z wegetacją i drobnymi czy większymi zmianami w przyrodzie - do tego dostrojenia służy mi cykl lunarny - świętuję i pełnie i nowie, każdą parę pełnia-nów w inny sposób, związany właśnie z aktualnym stanem przyrody. Tak więc w gruncie rzeczy świętuję dwa zazębiające się koła - większy - Koło Roku jako cykl przemian na Ziemi w wymiarze kosmicznym, bez odrywania jej w żaden sposób od większej całości, w której jest tylko trybikiem, i mniejszy-lunarny jako cykl przemian w powiązaniu Ziemi z Księżycem (i Słońcem, bo przecież Nowie i Pełnie wiążą się z jego oświetleniem przez Słońce i cieniem, jaki rzuca nań Ziemia, a przy tym wpływ na wegetację, morskie pływy czy przemiany hormonalne w ciele [zresztą przeze mnie traktowane właśnie jako element przyrodniczych cykli wegetacyjnych] jest bezdyskusyjny
). Koło Roku, bez dzielenia na dwa rodzaje świąt (więc jakby dwa odrębne cykle?) traktując jako cykl i rytm globalny, a jako lokalny - pulsowanie związane z Księżycem w danych chwilach roku.
Koło może jest i krzywe. Ale południowy zachód (?więto Żniw) to miejsce między południem a zachodem (czyli między Letnim Przesileniem a Jesiennym Zrównaniem). Gdzieś pomiędzy, ale dla mnie jak na róży wiatrów - nie trzy stopnie w prawo lub w lewo - dokładnie pośrodku. I jeśli przekłada się Koło na praktykę rytualną w Kręgu, wiąże ze stronami świata, trudno oderwać się na połowę świąt od większych, astronomicznych zależności. Północ jest na północy, wschód na wschodzie, miejsce między nimi jest między nimi. I jasne, można umiejscowić ?więto ?wiec w dowolnym miejscu na łuku między Północą a Wschodem, jak komu w duszy gra. Nawet trzy dni po Zimowym Przesileniu lub tydzień przed Wiosennym Zrównaniem, jeśli czuje się taką potrzebę. Ja odczuwam potrzebę wyznaczania miejsca dokładnie pośrodku, między nimi, ma stanowić dla mnie pewną ścisłą cezurę, tego samego rodzaju, jak Zrównania i Przesilenia. Bo przecież nie tylko ja dostrajam się do tego co wokół. Celebrując rytuał święta staram się dbać, żeby wszystko było na swoim miejscu i właściwy czas na ziemi przychodził we właściwym czasie. To jest sprzężenie zwrotne. Jak u Pratchetta, we fragmencie o Słońcu i kuli ognistych gazów
Poza tym przecież święta przeciwstawne sobie na Osi mają przeciwstawne znaczenia. Eksplozja życia na Beltane (Dzień Majowy) ma swoją przeciwwagę w czasie, gdy otwarte są Bramy na Dzień Duchów (Samhuinn). Czy Czas Otwartych Bram zależy od tego, jaka jest pogoda, czy już wszystkie liście opadły, czy jest zimno i czy zaczęły się porządne przymrozki i listopadowe słoty? Bramy się otwierają, bo taka jest pogoda akurat? Moim zdaniem nie, moim zdaniem zależy właśnie od umiejscowienia Ziemi w jej okołosłonecznej wędrówce. To... po prostu Ten Czas. I jest Tym Czasem, byłby nim nawet wówczas, gdyby w naszych szerokościach geograficznych zapanował tropik i byłyby tylko pora sucha i deszczowa. A jeżeli oś nie będzie prostą, będzie linią krzywą lub złamaną, święta nie będą leżeć dokładnie naprzeciw siebie, to i symbolika równoważących się przeciwieństw w jakiś sposób zostanie zachwiana.
Oczywiście, to moje podejście do sprawy, wbudowane w moją praktykę i zbieżne z podejściem tych, z którymi czasem święta celebruję. Nie mówię, że jedynie słuszne. Ale jest słuszne dla mnie. Zdało egzamin przez lata, bo podobnie jak Rawimir, celebrowałam cykl solarny (lunarny zresztą też, ale to inna, szeptuchowa historia) zanim w ogóle usłyszałam o istnieniu takiego zjawiska jak współczesne neopogaństwo (na to zjawisko natrafiłam zresztą przypadkiem, na liście dyskusyjnej poświęconej muzyce folkowej, bo nawet nie przyszłoby mi do głowy poszukiwanie materiałów związanych z doznaniem religijnym na sieci). I czasem żałuję, że na nie trafiłam, spotkanie z ludĄmi i różnymi poglądami wniosło sporo bałaganu w moją bardzo wcześniej uporządkowaną, choć intuicyjną ścieżkę i jej ponowne porządkowanie bez oglądania się na praktykę innych trwa już ze dwa lata chyba
A kto celebruje dane święto w weekend najbliższy momentowi, gdy ono faktycznie wypada, ten celebruje. Ja staram się rytualnie podkreślać właściwy moment astronomiczny lub porę mu możliwie najbliższą, kłopot jest najmniejszy, jeśli święto wypada w nocy, nocowanie w lesie mam nawet zimą opanowane do perfekcji (nie celebruję Koła pod dachem, nie potrafię, co więcej, w zasadzie nie umiem już pod dachem czarować, blokuję się), gorzej jeśli w godzinach pracy lub tuż przed albo po, ale wtedy staram się z odpowiednim wyprzedzeniem o dzień urlopu lub w ostatniej chwili o L4. Jak się nie uda - trudno, ale staram się wówczas i tak przeprowadzić rytuał w czasie możliwie najbliższym danemu punktowi astronomicznemu.