Prośba do wszystkich pro szamanów, animistów o komentarze, uwagi, porady
(Często?) w Waszych tradycjach pojawia się, z tego co liznąłem informacji, motyw "pieśni duchów". Wszystko jest żywe i świadome, a do komunikacji z tymi duchami można użyć pieśni. Zresztą świat może być za taką pieśń uznany (swoją drogą ciekawa była książka "Blondynka u szamana" Pawlikowskiej, nawet jeśli traktować ją jako fikcję). Tak? Mniej więcej?
Otóż zdarzyło mi się parę razy w życiu bawić glosolaliami*. Przy sesjach trwających ponad dziesięć minut zauważyłem, że ten potok zgłosek nabiera płynności i... melodii. Co jest o tyle dziwne, że mój słuch muzyczny jest mniej więcej taki, jakby słoń nadepnął mi na oboje uszu i zdeptał głowę na dokładkę
. A jednak pewne "tematy", zbitki głosek zaczynają się powtarzać, zapętlać i, jak napisałem, nabierać melodii.
Niestety nie słyszałem "prawdziwej" szamańskiej pieśni, więc nie mam podstaw do porównań. Czy myślicie, że jedno z drugim może mieć coś wspólnego? Czy pieśni szamańskie są koniecznie pieśniami w naszym rozumieniu, tj. operują prawdziwym, znanym językiem?
I totalne sci-fi
Jeśli to ma coś wspólnego - na jaki "kanał", czyj, można się nastroić, spontanicznie przeprowadzając glosolalia w kontekście rytuału, który z duchami (ani niczym co mogłoby mieć ducha, jak sądzę) nie ma nic wspólnego, a został rozpoczęty odpędzeniem? Ewentualnie po prostu ćwicząc glosolalia.
*) mówienie językami tak, jak dzisiaj się to rozumie we "wspólnotach charyzmatycznych", czyli spontanicznie generowanym... bełkotem, zbliżonym do dziecięcego gaworzenia. Nie mylić z rzekomą ksenoglozją, mówieniem obcymi, nieznanymi językami.