Ostatnio, po raz n-ty, natknęłam się na najróżniejszego typu kampanie i antykampanie odnoszące się do osławionego pseudo-dokumentu Codex Alimentarius.
Ciekawa jestem, czy forumowi znawcy, entuzjaści i krytycy ekologii będą w stanie cokolwiek rzetelnego powiedzieć na ten temat, biorąc pod uwagę tak olbrzymie nagromadzenie faktów i kłamstw, manipulacje wypowiedziami "ekspertów", medialne nagonki, czy po prostu bardzo utrudniony dostęp do źródeł (czy to spowodowany rozmyślną strategią, czy zwyczajnie histerycznym przerabianiem informacji).
Gdy znalazłam link do antykampanii Centrum Informacji Anarchistycznej (
http://cia.bzzz.net/codex_alimentarius), gdzie pod petycją, do której zbierane są podpisy na całym świecie, miały znajdować się źródła - rozczarowałam się, nie było nic. Nigdzie też w Internecie nie jestem w stanie dotrzeć do samego dokumentu, który coraz bardziej zaczyna przypominać nieźle rozreklamowaną teorię spiskową i tyle (jak w każdej teorii spiskowej, niektóre fakty są prawdziwe, natomiast ich interpretacje nie służą dochodzeniu prawdy).
Wpis na Wiki:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Codex_AlimentariusStroną, która natychmiast mnie odrzuca jest chociażby:
http://www.naturalnenielegalne.pl/Próbując odwołać się do moich intuicji w miarę krytycznie myślącego człowieka z wyższym wykształceniem pomyślałam sobie: OK, skoro organizacje alterglobalistyczne, ruchy anarchistyczne, ekologiczne i zwolennicy zagrożonej medycyny naturalnej uważają Codes Alimentarius za będący w ciągłym procesie spisek koncernów farmaceutycznych życzących nam chorób i nieszczęścia, to na liście uczestników tegoż spisku z pewnością znajdzie się i Kościół. Wszak nie może być przypadkiem, że nie tylko w mediach i instytutach sponsorowanych przez koncerny trwa nagonka na naturalną żywność i suplementy diety, ale także w stanowisku Kościoła znaleźć można ostrzeżenia przed homeopatią, czy szeroko pojętą medycyną alternatywną/naturalną.
Jakież było moje zdziwienie po przeczytaniu artykułu na
Racjonaliście, gdzie autor przypomina, iż jednym z uczestników wielkiej światowej kampanii przeciw GMO jest... Radio Maryja, które wespół z Międzynarodową Koalicją na Rzecz Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC:
http://icppc.pl/pl/index.php)
Mariusz Agnosiewicz napisał(a):
Jednym z organizatorów jest ultrakatolicka Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi (przed rozwojem i oświeceniem), która walczy z diabłem Modyfikatorem. Wśród działań przeciwko genetycznie modyfikowanej żywności jest np. transmitowana w Radiu Maryja msza z Sanktuarium Matki Bolesnej w Oborach w intencji Polski wolnej od GMO. Jest też apel jasnogórski o Polskę i Europę wolną od GMO z jakiegoś spotkania modlitewnego i pogadanki o etycznych aspektach wprowadzania GMO w Polsce, którą prowadził franciszkanin Stanisław Jaromi, przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu (REFA). Są też zdjęcia dwóch aktywistek z „kroczącej głodówki" w intencji Polski wolnej od GMO. Na końcu można sobie ściągnąć jeszcze w wysokiej rozdzielczości Potwora GMO, czyli pluszaki mutanty zwierzęco-ludzkie.
Wiecie, co mnie najbardziej szokuje i martwi? Że, jeśli czytaliście mojego ostatniego posta o Permakulturze, ICPPC to ta sama organizacja, którą zlinkowałam na forum jako interesującą dla pogan, a Julian Rose ma wśród członków PFI opowiadać o działaniach ekologicznych. Nie neguję niczyjej wiedzy ekologicznej, nie oskarżam też nikogo o współpracę z ekstremistami Radia Maryja, przedstawiam Wam tylko to jako obraz pogmatwanej sytuacji, w której każdy korzysta z bezładnie rozproszonych strzępów informacji w Interencie do własnych kampanii, czasami nie mających nic wspólnego z prawdą czy postawą, z którą się identyfikujemy. Słowem - ręce opadają, nie mam pojęcia jak się w ogóle zabrać do rzetelnej, choćby szczątkowej analizy tego problemu. Oczywiście ten mechanizm rozmycia informacji jest procesem globalistycznym, bez wątpienia, i dotyczy wszelkich tematów, nie tylko ekologii, globalnego ocieplenia, GMO - także znacznie poważniejszych spraw jak prawa człowieka, wojny, przemysł zbrojeniowy, rynku paliwowego, farmaceutycznego, reklam - wszystkiego co wymaga indywidualnej oceny, na którą współczesnych ludzi nie stać - albo z lenistwa, albo dlatego, że doszukanie się prawdy graniczy z cudem.
Mariusz Agnosiewicz napisał(a):
Pokażmy to na przykładzie witaminy K (Phytonadione). W organizmie zapewnia ona krzepliwość krwi, powoduje zatrzymanie krwawienia, zmniejsza nadmierne krwawienia miesiączkowe, hamuje rozwój raka piersi czy jajnika. Jej nadmiar powoduje m.in. rozpad krwinek czerwonych i niedokrwistość. Stosowana była także w kosmetologii, gdyż pozytywnie wpływa na cerę i rozjaśnia cienie pod oczami. Dziś kobiety bezskutecznie poszukują kosmetyków z witaminą K. Zostały wycofane. Najpierw zakazano ich w 2006 r. we Francji. Była to decyzja inspektoratu sanitarnego AFFSAP podjęta w związku odnotowaniem poważnych reakcji alergicznych związanych z Phytonadione, z których część zakończyła się hospitalizacją. Poszła za tym dyrektywa Komisji UE z 4.2.2009 zakazująca stosowania witaminy K w kosmetykach na terenie Unii . Z półek europejskich, w tym i polskich, sklepów szybko zniknęły kosmetyki zawierające witaminę, która odtąd jest stosowana pod nadzorem lekarza. Nikt przy tym nie zakazuje oczywiście przydomowej hodowli pietruszki, która zjedzona na surowo zawiera olbrzymie ilości witaminy K, znacznie przekraczające wszelkie dziennie zalecenia. [ 2 ] Tymczasem w suplementach diety witamina K występuje a jedyną adnotacją wobec tego składnika jest: „Brak rekomendacji Unii Europejskiej".
Pytanie bardzo praktyczne: jak ja, jako młoda mama, mam podejść do tego typu informacji? Obecnie w Polsce witaminę K podaje się obowiązkowo wszystkim noworodkom - pierwszą dawkę jeszcze w pierwszym dniu życia w zastrzyku, natomiast potem przez kilka miesięcy (nawet do 2 roku życia) w kroplach raz dziennie, jeśli dziecko jest karmione piersią (jeśli jest karmione mlekiem modyfikowanym nie trzeba, a wręcz nie wolno, bo mleka sztuczne dopuszczone na rynek europejski posiadają już dość witaminy K). Gdyby przedawkowanie witaminy K było tak prawdopodobne, że trzeba zakazać uprawy pietruszki w doniczkach, to mielibyśmy już na to dawno dowody: dzieci polskie jedząc niedzielny rosół z pietruszką, czy brytyjskie jedząc niedzielnego pstrąga w sosie pietruszkowym powszechnie cierpiałyby na niedokrwistość. Gdzie tu jest sens, jak się zabrać za w ogóle choćby poszukiwanie sensu w takich informacjach?