W dziale „pogaństwo ogólne” rozgorzała dyskusja na temat życia po śmierci i Hajdamaka zadał zaprawdę ważne i warte zgłębienia pytanie. Mianowicie, czy dzisiaj na Valhallę (lub halę dowolnego innego bóstwa, które ma w swym etosie wojnę) zasługują tylko wojownicy, którzy polegli w boju? Bo jeśli tak to asgardzkie szeregi cierpią pewnie na brak rezerw. Zresztą Bogom zależy na niektórych ludziach i starają się, by ci znaleźli się przy Nich. W ilu to opowieściach Bogowie ingerowali w czyjeś życie? Przykładem może być sam Jednooki, który czasem wydawał wyrok śmierci na mężów, których chciał mieć przy sobie. Według mnie, choć można się z tym oczywiście nie zgadzać, wygląda to tak:
Ongiś walka była czymś naturalnym i nieuniknionym, a co najważniejsze nie piętnowano zabijania tak jak dzisiaj. Było ono nawet sposobem na życie, a wojownicy zdobywali chwałę, złoto, zaszczyty. Wszystko, po co tylko odważyli się sięgnąć. Jednak dzisiaj mamy naszą kochaną, niezwykłą i często chorą cywilizację. Natomiast jak dzisiaj może wyglądać przejście do Asgardu? Heimdall, wybaczcie mi teraz, może być kimś w stylu św. Piotra i dokonuje selekcji wiernych, pchających się do Boskich Hal. Jako wyjątkowo czujny i zapewne nie dający się okpić byle słówkami sprawdza się w tej roli. Mam zresztą pewne przesłanki z „Edd”, by sądzić, że to była jedna z Jego ról. Strzegł Bifrostu to dorzucili mu jeszcze fuchę celnika. Teraz trzeba udowodnić, że jest się godnym walki ramię w ramię z Bogami. Godnym ich gościny i krwi. Trzeba za życia wykazać, że jesteśmy im oddani i staramy się ze wszystkich sił dowieść swej wartości. Jakby na to nie patrzeć są naszą (asatruan) rodziną i kto wie? Być może istotną rolę odgrywają również sentymenty.
Bogowie dość często mieszali się w sprawy ludzi. Jak na ironię Odyn stworzył nam Midgaard byśmy my nie wplątywali się przedwcześnie w Ich sprawy. Nie była to jednak umowa obustronna. Bogowie zaczęli zstępować do tego świata i, ekhem, mieszać się z ludźmi. Mamy tutaj przykład Heimdalla właśnie (wtedy zwanego Rigiem). Ci, którzy czytali o przygodach tego Boga wiedzą, że podczas gościny u tych trzech rodzin nie próżnował
Szczególnie jednak umiłował Jarla.
Teraz kolejny skok myślowy. Otóż wiara asatryjczyków na pierwsze usłyszenie wydaje się być mocno wojownicza. Tak jest, ale należy tu zauważyć, że już nie mamy miecza zawsze ze sobą (noże łatwiej schować) i nie chadzamy do wygódki w pełnej kolczudze, z obawy przed „zbłąkanymi” najeźdźcami. Teraz naszym orężem stało się tak naprawdę słowo i nie oznacza to, że przestaliśmy być wojownikami. Jesteśmy nimi dalej, bo walczymy o godność, swoje prawa i należne nam miejsce. Dbamy o swoje rody, o kontakty z innymi Asatru. Szukamy, znajdujemy, błądzimy i znowu odnajdujemy. Rekonstruujemy. Któż z nas nie chciałby odtworzyć rodu, w którym Asatru będzie dziedziczone z pokolenia na pokolenie? To trudne zadanie, wymagające poświęceń i zaangażowania. Tak samo jak walka. To jest nasza dzisiejsza walka i Bogowie z pewnością to uszanowali (no aż takimi skurczybykami nie są, nawet Odyn, choć sporo nawywijał). Więc podług mnie do Boskich Hal trafiają osoby, które:
1. Czują potrzebę walki za Bogów.
2. Okazują się godni przekroczenia Bifrostu (czytaj: wypełniali cnoty, żyli z godnością, słowem byli w porządku).
3. Giną z bronią w ręku.*
4. Ludzie oprócz tego czujący więź z jakimś konkretnym bóstwem. ^
* nie zawsze wymagane, odwołuje się tu symbolicznie do śmierci w boju, której towarzyszyła broń właśnie.
^ jak wyżej, nie każdy czuje szczególny sentyment do konkretnego przedstawiciela panteonu.
Pewnie nie napisałem wszystkiego, ale to zauważę później i dopiszę jak już.
Warto również wspomnieć, że w moim widzeniu Hel nie jest aż tak straszny, jak to się w „Eddach” opisuje. Ci źli mają tam przegwizdane, ale reszta spokojnie czeka w tej „milszej” części Helu na Ragnarok.
Ostatecznie i tak czeka nas Zmierzch Bogów. Godni staną do walki razem z Bogami. Reszta będzie się przyglądać, bo wątpię w zbrojny wypad Heli na Bogów i Ich armie.
Tyr z Wami!