Trylogia Pullmana jest bardzo ciekawa i - choć teoretycznie nieprzeznaczona dla takich starych pryków jak ja
- to wcale niespecjalnie "naiwna". W przystępny sposób przekazuje założenia panteizmu - istnieje sobie Pył (Dust), Żywa Materia, Pantheos, w ramach którego powstają różne byty; te najwyższe, nazywane bóstwami czy aniolami (takiego terminu używał sam Pullman) i te inne, niższe - dajmony (de facto dusze ludzkie) czy ludzie w sensie cielesnym. Powstają przy tym różne Wszechświaty (a więc mamy Metawszechświat), które istnieją "tuż obok" w innym wymiarze, ale przenikają się wzajemnie. Nasza Ziemia ma kilka "wersji", w jednej z nich Pył (i dajmony) manifestują się otwarcie, fizycznie, w innej widzimy tylko zorzę polarną (i efekty ludzkich uczuć). Istnieją także światy, do których trafiają umarli, każdy człowiek ma swojego dajmona i swoją śmierć (istotę, która przeprowadza go do "świata umarłych"). Mamy więc panteizm i zawierający się w nim animizm.
Co do antykatolicyzmu - cóż, jeśli dla kogoś ten film był antykatolicki, to co dopiero cała książka? W filmie te najostrzejsze wątki zostały wygładzone, zostało tylko złowrogie Magisterium - skrzyżowanie Inkwizycji z Gestapo czy NKWD, instytucja obdarzona nieograniczonymi uprawnieniami, mogąca w dowolnej chwili porwać czy zabić dowolnego człowieka i wyciszyć każdego, kto o niego pyta, prowadząca eksperymenty medyczno-ezoteryczne na ludziach (także na dzieciach).
W książce natomiast jawnie jest powiedzane, że Jahwe to pierwszy anioł, zwany Autorytetem, który powstał i który kłamliwie podał się za Stwórcę (a osobowego Stwórcy tam nie ma) i za pomocą swoich sług (m.in. tych z Magisterium) narzuca to kłamstwo i wymusza posłuszeństwo. Celem Magisterium jest oddzielenie ludzi i dajmonów, de facto zniszczenie ludzkiej duszy i uczynienie z ludzi bezwolnych, pozbawionych uczuć i pragnień niewolników-robotów.
Co do pogardy wobec religii - moim zdaniem odnosi się ona wyłącznie do religii dogmatycznych, fałszujących swoimi dogmatami rzeczywistość i służących jako narzędzie władzy absolutnej. Zauważmy, że elementy religii naturalnych - jak chociażby wspomniane już dajmony, anioły/bóstwa i Pył (Pantheos) są w świecie Pullmana po prostu stwierdzonym faktem, częścią takiej samej wiedzy, jak u nas elektryczność, atomy i siły jądrowe. Co ciekawe, Pullman uważa się za twardego ateistę, co mnie w sumie dziwi, biorąc pod uwagę przełanie tej książki. Ale cóż - Tolkien był katolikiem, a pisał utwory osadzone mocno w mitologii i religii nordyckiej... W dawniejszych dziełach nawet Valarów nazywał Bogami - to samo robi jego syn w wydanych ostatnio "Dzieciach Hurina". Nie sposób też oprzeć się wrażeniu, że Gandalf ma wiele wspólnego z Odynem-Wędrowcem...