Amvaradel napisał(a):
Cytuj:
rozwrzeszczanym feministkom
Takie sformułowania, podobnie jak wcześniejsze wmawianie, co niby "uwłacza godności" kobiet uważam za obraźliwe. To nie jest argument merytoryczny,lecz próba "zamknięcia gęby" przeciwnikowi, czy może "dorobienia gęby"
Przyznaję rację co do feministek. Masz rację przepraszam. Co do uwłaczania godności - hmm, wszystko zależy od odczuć kobiet. Pewnie wiele jest teraz dumnych z walki o parytet, i z sukcesów w tej sprawie. Jednak stawianie się na pozycji grup upośledzonych, tzn. takich, którym trzeba pomagać mimo tego, że ich członkowie mają równe prawa i jest ich wystarczająca ilość by mogły wyłonić reprezentację, jest niegodne i powoduje przyszłą deprecjację. Kobiet jest więcej niż mężczyzn, mają takie same prawa wyborcze. Jeśli przy tym wszystkim należy im stworzyć prawne gwarancje reprezentacji, bo same tego nie potrafią załatwić w demokratyczny sposób, to cóż to jest jak nie poniżenie? Mnie trudno będzie zaakceptować kogoś jako swojego przedstawiciela, gdy podejrzewam, że bez parytetów by nim nie został.
Podobne antydemokratyczne ruchy, niby to pomocowe, kompletnie się nie sprawdziły. W USA każdy woli przyjąć do pracy białego o tych samych kwalifikacjach niż czarnego. Jeśli biały źle pracuje to się go wywala na zbity pysk. Jeśli problem dotyczy murzyna to nadaje mu się wydźwięk rasowy. W efekcie gdy uda się przyjąć do pracy białego bez narażania się na oskarżenie o rasizm to wybiera się białego.
W Polsce taką grupą upośledzoną już są kobiety. Młodym, w wieku rozrodczym, znacznie trudniej znaleźć pracę. I nie chodzi o to, że na jakiś czas pójdą na urlop. Chodzi o to, że kobiety w ciąży (bodajże po 2,5 msc) nie można zwolnić do czasu rozwiązania nawet gdy jest skończonym leniem. Znajduje się pod "szczególną ochroną". Prawo to nie chroni ciężarnej dobrze pracującej. Od tego są przepisy regulujące warunki pracy. Prawo to chroni ciężarnego lenia. Przecież nikt nie zwalnia dobrego pracownika. Chce się zwolnić złego; i nie można. Efektem unikanie zatrudniania grupy ryzyka.
Nie znam przypadku by grupa upośledzona dobrze wyszła na tzw. gwarancjach prawnych. W przypadku gwarancji dla tzw. przedstawicieli z parytetu (tak zwanych, -bo przecież nie są nimi naprawdę, ich przedstawicielstwo pochodzi częściowo z litery prawa a nie wyboru) nastąpi drenaż zaufania.
Amvaradel napisał(a):
Demokracja zakłada prawo do walczenia o swoje interesy przez różne grupy. Uważam, że domaganie się przez kobiety równego z mężczyznami podziału władzy jest słuszne i dlatego to popieram
Tylko słaba demokracja tak zakłada. Dojrzała zakłada dbałość o prawa indywidualne i dbałość o powodzenie ogółu. Zakłada wsparcie dla grup słabych, tzn takich, które z oczywistych powodów nie mogą uzyskać reprezentacji (czy właściwego poziomu dbałości o odrębną kulturę, itp.). Dojrzała demokracja dba o grupy słabszych. Kobiety nie są taką grupą. Jest ich więcej niż mężczyzn, mogą się udzielać w polityce, wysuwać swych kandydatów i na nich głosować.
Walka o swoje interesy dużych, silnych grup to psucie demokracji vide wieloletnie roszczenia stoczniowców w sytuacji gdy np stocznia szczecińska nigdy w swej historii, ani jeden rok, nie była dochodowa. Na skutek siły tej grupy interesów byliśmy zmuszani ją utrzymywać. Duża, a więc silna głosami kobiet grupa mogłaby sama wyłonić swą reprezentację. Jeśli tego nie robi to widocznie dobrej reprezentacji nie ma. W takiej sytuacji zabiegi prawne mające na celu wyłonienie (pomoc) reprezentacji niejako przymusem, to wyłanianie reprezentacji byle jakiej.
Amvaradel napisał(a):
jestem za edukacją, promocją etc. Ale widzisz, z pragmatycznego punktu widzenia wprowadzenie parytetu spowoduje, że zmiana będzie szybsza (zamiast czekać na zmianę pokoleń osiągniemy cel w kilka - kilkanaście lat), poza tym zmiana ordynacji wyborczej jest tańsza niż wymienione przez ciebie opcje, a mamy dziurę budżetową... jaka jest szansa, że rząd znajdzie pieniądze na równouprawnienie, skoro nie ma ich na emerytury, służbę zdrowia etc...?
Psucie demokracji, która w naszym kraju i tak jest krucha, niedojrzała, to żaden pragmatyzm. Podobna krótkowzroczność się zemści.
A wspomniane przez Ciebie pieniądze na równouprawnienie to niby co? Co właściwie trzeba finansować? Studentek jest więcej niż studentów (i to na państwowych uczelniach, finansowanych z budżetu), pomoc rodzinom to pomoc rodzinom a nie kobietom, nie wiem o co ci chodzi, co masz na myśli. Niejasno mi kołacze, że dzięki wciśnięciu na siłę większej liczby kobiet do sejmu będzie można na kobiety przeznaczyć większe fundusze. Wygląda to raczej na skok na kasę a nie jakąś demokrację.
Amvaradel napisał(a):
uważam, że mamy tu sytuację podobną do tej, jaką mamy z mniejszościami religijnymi. Teoretycznie (według prawa) jest równouprawnienie, w praktyce - nie ma.
Kulą w płot Amvaradel. Kościół katolicki ma dużą siłę i dlatego jest w stanie wywalczyć dla siebie więcej niż grupy małe (owa wspominana przez Ciebie, niby charakterystyczna dla demokracji, walka o grupowe interesy). To jak walka kobiecej większości o parytet, czyli o gwarancje prawne dla grupy, która i tak jest liczna. Więcej, walka o przywileje prawne naruszające równość praw i szans - wypisz wymaluj katolicy.
Amvaradel napisał(a):
Uważam, że domaganie się przez kobiety równego z mężczyznami podziału władzy jest słuszne i dlatego to popieram
Komuniści też uważali, że trzeba równo, i to jest sprawiedliwe. Było dokładnie odwrotnie, sprawiedliwe to nierówno, bo jesteśmy różni, bo się z różnym natężeniem staramy, bo jesteśmy w różnym stopniu zainteresowani. I to nie ma nic do płci.
Na koniec bardziej refleksyjnie. Napisałaś
Amvaradel napisał(a):
domaganie się przez kobiety równego z mężczyznami podziału władzy jest słuszne
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że takie postawienie sprawy wprowadza podział. Do tej pory, od każdego posła mężczyzny mogłaś żądać reprezentowania swoich interesów bo był posłem wszystkich. Teraz, używając Twych słów - równy podział ... , oznacza, że posłowie mężczyźni mogą przestać reprezentować kobiety (w co nie wierzę) a posłanki kobiety nie będą reprezentować interesów mężczyzn (o tym jestem z kolei głęboko przekonany obserwując bieg wypadków, np. seksistowskie rozgrywanie składu list wyborczych). Skończy się jak z rzecznikiem praw kobiet. Gwoli przypomnienia - bywali rzecznicy praw obywatelskich, którzy odsyłali kobiety z ich sprawami do ich rzecznika. Jego ranga spadła do tego stopnia, że gdy miano wprowadzić urząd rzecznika praw dziecka protestowały środowiska zajmujące się dziećmi. Uważali, że dziecko też człowiek i instancją odwoławczą w sprawie ich praw powinien być rzecznik praw obywatelskich. Jednak powołano ten urząd. Sama sprawdź jaka jest jego ranga. Nie prawna lecz praktyczna.
Mógłby mnie reprezentować parlament złożony z samych kobiet. Nie miałbym nic przeciwko temu. Pod warunkiem, że znalazły się w nim z wolnych wyborów. Nie zaakceptuję parlamentu wyłonionego częściowo w oparciu o machinacje prawne. Reprezentanci wyborców są wybierani. Kobiety, które znajdą się w parlamencie z racji zapisów prawnych wpływających na wybór, będą reprezentantami tegoż prawa a nie wyborców. Nie będą zasługiwać na godność reprezentanta wyborców, bo nimi nie będą.
Co do artykułu -
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/300 ... ityce.read nic nie wyjaśnia. We Francji uznano, że parytet podważa zasady równości szans? To zmieniono zapis i parytet jest zgodny z prawem. Czy to oznacza, że problem logiczny i moralny zniknął? Nie, usunięto jedynie przeszkodę prawną. Cała reszta podobnie.