Chciałem przedstawić Wam mój stary tekst, mówiący o sprawie, która jest dla mnie nadal tajemnicą; prosiłbym o komentarze.
Jak światełko w tunelu zaświtało mi wtedy „moje odkrycie” – rewelacja, na którą natrafiłem jeszcze w czasach antropozoficznych, czytając książkę Władysława Czernika o polskich ludowych tekstach magicznych. Chodzi o tak zwane zamówienie przeciw chorobie, zanotowane w dziewiętnastym wieku przez etnografa Zygmunta Wasilewskiego we wsi Jagodne. Kiedy małe dziecko (niemowle) zbyt dużo płakało, kiedy opanowała je choroba, którą nazywano płaczki, matka brała je na ręce i – stając twarzą ku Zachodowi - przeżegnawszy się, po słowach zwyczajowego chrześcijańskiego pozdrowienia niech będzie pochwalony Jezus Chrystus sama sobie (jak należy) odpowiadała - na wieki wieków amen. Następnie mówiła –
Zorzyczki, Zorzyczki! Trzy Was jest: Jedna porankowa, Druga południowa, Trzecia wieczorowa. Weźcie od mego dziecka płaczenie, Oddajcie mu spanie.
To wezwanie do trzech Zorzyczek już – tak na pierwszy rzut oka - wydało mi się dziwne. Dlaczego trzy Zorzyczki? - przecież gry świateł na niebie, zwane zorzami, są tylko dwie: poranna i wieczorna. Co jest tą trzecią? Najwidoczniej autor tego zamówienia miał coś na myśli, co jest dla nas tajemnicą. Ponieważ jako były antropozof miałem w sobie przekonanie, że w dawnej ludowej mądrości może się kryć wiedza duchowa, przystąpiłem do analizy tekstu i… Przede wszystkim jest tu siedem wierszy, co wskazywałoby – ze względu na symbolikę liczby siedem, że mamy tu do czynienia z celowo zamkniętą całością o dobroczynnym znaczeniu. Pięć z wierszy zawiera po sześć sylab, a tylko dwa inną ich liczbę: drugi trzy, a szósty– dziesięć - nie wygląda to na przypadek. Gdybyśmy jednak - hipotetycznie - przyjęli, że w szóstym wierszu było pierwotnie nie weźcie, lecz weźmijcie i nie mego, lecz mojego, to mielibyśmy – weźmijcie od mojego dziecka płaczenie - i regularność byłaby większa: pierwszy wiersz – 2 razy 3 sylaby; drugi – 3 sylaby; trzeci – 2 razy 3 sylaby; czwarty – 2 razy 3 sylaby; piąty – 2 razy trzy sylaby; szósty – 4 razy 3 sylaby; siódmy – 2 razy 3 sylaby.
Skrócona forma mego wypierała od siedemnastego wieku starszą i pełniejszą – mojego, a forma weźmijcie zamiast weźcie również jest historycznie starsza, co uprawdopodobnia tę hipotezę, jeżeli się przyjmie, że tekst powstał przed końcem siedemnastego wieku. Każdy wiersz wtedy zawierałby liczbę sylab, będącą krotnością trójki – raz pojedynczą, pięć razy podwójną, a raz poczwórną. Ta obecność dobroczynnej trójki w każdym wierszu wydaje się w zamówieniu bardzo uzasadniona. Ale osobliwości tego tekstu na tym się nie kończą. Gdybyśmy policzyli głoski w każdym wierszu – tak, właśnie głoski, nie litery (autor pewnie nie umiał czytać lub posługiwał się innymi znakami), to otrzymalibyśmy zaskakującą regularność: 14 głosek w pierwszym wierszu, 10 w drugim, 14 w trzecim, 14 w czwartym, 14 w piątym, 28 (2 razy 14) w szóstym i 14 w siódmym. Przyjęte tu zasady liczenia głosek są bardzo proste i naturalne w języku polskim – dwuznaki: „rz”, „cz” liczymy jako jedną głoskę.Grupy: „ni”, „ci”, „dzi” – liczymy jako jedną głoskę , bo „i” przed samogłoską pełni w nich jedynie rolę znaku zmiękczenia poprzedniej spółgłoski (w języku polskim występują samodzielne miękkie spółgłoski: „ń”„i „ć”, a „i” nie jest osobną samogłoską). Natomiast w wyrazie wieczorowa „i” liczymy jako osobną samogłoskę, gdyż miękkie „w” w polszczyźnie (od jakiegoś czasu) nie występuje. Jest to potwierdzenie stawianej przy proponowanej rekonstrukcji tekstu hipotezy (weźmijcie zamiast weźcie i mojego zamiast mego), ponieważ regularność liczb sylab w poszczególnych wierszach mogła być wprawdzie dziełem samego Zygmunta Wasilewskiego, który tekst zanotował i może i chciał go przedstawić czytelnikowi w możliwie „eleganckiej” formię, to jednak nie miał celu nadawać mu regularności ukrytej. , bo przecież ta struktura tekstu pod względem liczby głosek ujawnia się dopiero przy odpowiedniej analizie. To, że dla uzyskania czternastu głosek w wierszu czwartym (druga wieczorowa) trzeba było liczyć „i” po „w” jako osobną samogłoskę, świadczy o tym, że tekst powstał już po szesnastym wieku, kiedy to zanikło w języku polskim miękkie „w”. Analizując jakość brzmienia głosek omawianej inwokacji, natrafiamy na kolejną osobliwość – W językach słowiańskich istniały klasy miękkości spółgłosek . Stąd mamy spółgłoski mniej miękkie – twardsze – typu: „rz”, „sz”, ż”,- i miększe: „ń” (lub „ni”), „ć” (lub „ci”), „ź” (lub „zi”),”dź” (lub „dzi”).Kiedy zestawi się liczbę spółgłosek miękkich z tymi twardszymi, okaże się, że są one równe i wynoszą osiem; trudno uwierzyć, że to przypadek.” Ktoś chciał w tej inwokacji zapewnić równowagę – między dwiema wielkościami, a może – rzeczywistościami (a może – między niebem a ziemią?). Największe jednak zaskoczenie przyniosło mi rozwiązanie następnej zagadki nieregularności w tak regularnym tekście - dlaczego w drugim wierszu jest tylko dziesięć głosek, podczas gdy we wszystkich pozostałych czternaście lub dwa razy czternaście? Kiedy jednak obliczymy liczbę wszystkich głosek w całym tekście, otrzymamy – sto osiem (108), co jest mistyczną liczbą, oznaczającą w hinduizmie Trimurti (trójcę głównych bóstw hinduskich: Brahmę, Wisznu i Śiwę). Najwidoczniej autor odjął w drugim wierszu cztery głoski, by uzyskać w sumie właśnie sto osiem. Czyżby chłopi w dawnej Polsce znali hinduizm? Może właśnie to było impulsem, który skierował mnie wtedy w stronę hinduizmu.
|