Prawdopodobnie społeczność widzą ci, którzy odczuwają potrzebę pogańskiego uspołeczniania się. Ja nie odczuwam, w ludziach tworzących społeczność dostrzegam jedynie źródło wiedzy i uważam, że po to istnieją fora i spotkania pogańskie, żeby tą wiedzą się wymieniać, natomiast przyjaciół, czy też ludzi z którymi umiem się dogadywać szukam nie przez klucz wyznawanej religii. Jeśli jedno z drugim gra - miło, jeśli nie gra, też miło (tzn. praktycznie nie szukam, ludzie przychodzą i odchodzą, zatrzymywanie się przy nich dłużej jest w sumie stratą czasu, na ich miejsce zawsze przyjdą inni, być może lepiej z nami rezonujący). Inna sprawa, że tak rozplotkowanej grupy, jak warszawski światek pogański przed kilku laty, dotychczas nie spotkałam. Zupełnie, jakby tworzące go wówczas osoby nie miały własnego życia i musiały je sobie tworzyć przez obserwację życia i ocenianie innych, tym bardziej, im bardziej ci inni chcieli pozostawać na marginesie ich zainteresowań i trzymali się od nich z dala. W sumie dzięki temu nauczyłam się jednego - żeby o jakichkolwiek swoich poważnych celach, planach i sprawach, rozmawiać tylko z ludźmi naprawdę zaufanymi, którzy sprawdzili się "w praniu", o najpoważniejszych z nikim, więc za wszelkie dawne zamieszania i wybuchy w sumie powinnam być tylko wdzięczna - bo na coś mi się jednak przydały.
Jeśli na tym forum pojęcie bagienko nie jest mile widziane, przepraszam za użycie go.
Jeśli chodzi o ograniczone zaufanie do lekarzy, nie polega ono na samoleczeniu czy doszukiwaniu się wszystkich możliwych chorób na podstawie lektury. Raczej na tym, żeby zarówno diagnozę, jak i schemat leczenia zaproponowany przez jednego, potwierdzić u innego, o postawionej przez tego pierwszego diagnozie niewiedzącego. I na sprawdzeniu w dostępnych źródłach, jak dany lek działa i czy ma jakiekolwiek odpowiedniki (choćby o połowę tańsze leki generyczne, wielu lekarzy dostaje od firm farmaceutycznych np. sponsoring na udział w krajowych czy zagranicznych konferencjach, w których udział sprowadza się do intensywnego życia towarzyskiego, a zdarza się, że i podpisują z firmami umowy, że za określone korzyści będą zapisywać dany lek, a nie jego konkurencyjny odpowiednik o identycznym lub bardzo zbliżonym składzie i sposobie działania).
Gdyby np. mój ojciec w poważnym przypadku - złamania szyjki kości udowej - ufał jednemu, konkretnemu lekarzowi, byłby dziś inwalidą na wózku (bo założono, że skręcona śrubami kość o całkowicie przerwanej ciągłości u człowieka 60-letniego (sic!) zrośnie się i powróci ukrwienie jej główki, mimo że prześwietlenia wskazywały na coś zupełnie innego - lekarz widział, co chciał widzieć i wcześniej sobie założył). Po roku zaufania do tego konkretnego lekarza, zdecydował się w końcu na kontrolę u innego i dzisiaj, w ileś lat po wszczepieniu endoprotezy jest w pełni sprawnym człowiekiem, jeżdżącym nawet na nartach. Aczkolwiek rehabilitacja i przywrócenie mobilności trwały o wiele dłużej, niż trwałyby, gdyby od razu postawiono prawidłową diagnozę lub została skonsultowana z innym lekarzem.
Gdybym ja ufała pierwszej onkolożce, która mnie oglądała, nie miałabym dzisiaj macicy.
Podobnie bywa z zalecanym leczeniem - jeden lekarz nie zawsze jest w stanie uwzględnić wszystkie czynniki, jak choćby szybkość metabolizmu czy podatność chorego na konkretne działania niepożądane. Dlatego optymalne w poważniejszych przypadkach byłoby poddanie się konsultacji kilku lekarzy jednocześnie, co w warunkach polskiej służby zdrowia jest raczej niewykonalne albo bardzo drogie - więc po prostu lepiej iść do drugiego specjalisty, jeśli diagnoza i leczenie będą zbieżne - wszystko jest ok, jeśli nie - znaleźć trzeciego i wybrać ten schemat do którego przychyla się większość.
Oczywiście, nie dotyczy to takich trywialnych przypadków, jak dobranie mocy okularów przez okulistę, czy zaplombowanie zęba. Tudzież takich, gdzie chodzi o ratowanie życia.
EOT
_________________ Trolling provided by TIS - Trolling Internet Solutions [TM of Björn The Bohemian]
|