Mnie w podstawówce uczyła pani od WFu ze świetnym przygotowaniem pedagogicznym. Lekcje były o różnych sytuacjach rodzinnych, choć najlepiej pamiętam (i wspominam) lekcje tylko dla dziewcząt, gdzie oprócz dziewczęcej fizjologii omawiałyśmy różnice między psychiką i sposobem myślenia chłopaków i dziewczyn, jak ich traktować i co właściwie oznacza ciągnięcie za warkocze
W gimnazjum było gorzej. Było strrrasznie nudno po prostu - zajęcia prowadziła polonistka ze znanymi wśród osiedlowej społeczności prawicowymi poglądami, więc dla spokoju omawiała z moją koszmarną klasą szkodliwość alkoholu, szkodliwość tytoniu, szkodliwość narkotyków, a potem szkodliwość alkoholu i tak w koło Macieju, zręcznie omijając wszelkie trudne tematy.
Apogeum kretynizmu lekcje wychowania do życia w rodzinie w mojej historii szkolnej osiągnęły dopiero w liceum. Pani była pedagogiem z przygotowaniami. Pracowała w poradni małżeńskiej. I przyparafialnej poradni małżeńskiej. Mówiła, że nie chce, aby jej osobiste poglądy rzutowały na lekcje. Ale mocno jej nie wyszło. Kiedy próbowała w mojej klasie (biologiczno-chemicznej) wykazać wyższość naturalnych metod antykoncepcji nad pigułkami i spiralami, na bazie wyjętych z kontekstu przykładów i naciąganych badań, podśmiechiwaliśmy się pod nosem i więcej nikt na te zajęcia nie poszedł. Pani pedagog wróciła niczym widmo na 3 miesiące przed maturą, pojawiła się na lekcji wychowawczej. Ze łzami w oczach niemal prosiła nas, żebyśmy przychodzili na jej lekcje, bo przecież mogą być takie fajne. I że jej poglądy na pewno nie będą na omawiane tematy wpływać. No to się zlitowaliśmy i poszliśmy. Pani mówiła o potędze wybaczania i czytała historię w której żona farmera zdradziła go (przespała się z innym) a on wkurzony był i za każdym razem, kiedy tak się wkurzał i myślał o zemście pojawiał się... aniołek, który mu wrzucał kamyczek do serca. A kiedy farmer żonie wybaczył, aniołek zabrał kamyczki. Potem było jeszcze gorzej. O tym, jak 18-sto latka nigdy nie będzie w stanie stworzyć związku z dojrzałym facetem i jak dziewczyny swoim ubiorem prowokują gwałcicieli.
Dobrze, że kiedy pani ogłosiła, iż z gwałtów ciąże są bardzo rzadko, bo organizm kobiety się broni przed takim poczęciem (?) i jeśli kobieta po gwałcie zachodzi w ciążę to gdzieś w głębi chciała tego stosunku (!!!) to zabrzmiał dzwonek, bo myślałam, że wyjdę z sali trzaskając drzwiami a sądząc po minach koleżanek nie byłam osamotniona w tych myślach.