Znam powiedzenie znam. I niestety d... tez mam miekka.
Choc tak mysle, ze chyba zaczyna powoli twardniec skoro wogole zaczelam pisac w tym watku.
Cytuj:
zamykając oczy na to co się dzieje dla wlasnej wygody i spokoju nie wiesz przeciwko czemu mozna przeciwdziałać i co zmienić by zwierzakom "żyło (i umierało) się lepiej".
I nie jest to kwestia wlasnej wygody lecz moze predzej mojego egoizmu.
Swiat jest niestety tak skonstrowany, ze wszedzie, nawet w naszym cywilizowanym swiecie obowiazuje prawo dzungli.
Wygrywa silniejszy. Pod pojeciem silniejszy nie mam tu na mysli masy miesniowej i walenia sie po pyskach, lecz wszelkiego rodzaju uwarunkowania, przystosowania do radzenia sobie w zyciu na pewnych plaszczyznach lepiej od innych ludzi. (Chociazby takie "kolesiostwo" i uzywanie znajomosci czy "plecow"tez jest forma radzenia sobie. Bo jedni sa w stanie wejsc w takie kontakty, a inni nie.).
Ale do czego zmierzam.
Wszyscy zyjemy w wielkim kregu przyrody. I jakkolwiek postrzegamy to oczami poganina, oczami biologa przyroda jest nastawiona na przedluzenie gatunku. O to jedno w tym wszystkim chodzi.
Idac dalej tym tokiem myslenia, jelsi moje geny maja zostac przekazane dalej musze przetrwac. Zeby przetrwac musze byc egoistka i w pierwszej kolejnosci myslec o sobie.
Prawdziwy altruizm tak naprawde nei istnieje, a przynajmniej ja sie z nim nei spotkalam, bo przeciez nawet wyswiadczajac komus przysluge plynaca prosto z serca i za tak zwana darmoche i tak odbieramy zaplate w postaci samozadowolenia chociazby. I nawet matka, ktora przykladowo poswieca sie dla swojego dziecka i robi to z czystej milosci rowniez odbiera zaplate w formie zwiekszonej szansy na przezycie jej potomstwa.
Jelsi wiec odrzucimy altruizm jako puste slowo wracamy do egoizmu, w ktorym kazde dzialanie jest podyktowane jakas korzyscia plynaca dla jednostki.
Czlowiek jako istota swiadoma ma prawo wyboru swoich dzialan.
Z racji wrazliwosci wybralam wegetarianizm. Co tak naprawde mna kierowalo? Egoizm. Bo nie radzilam sobie ze swiadomoscia, ze jem zywe, czujace stworzenie, nawet w jakis tam sposob myslace (oczywiscie na zwierzecym, a nie ludzkim poziomie - choc naprawde kto wie, kto byl w glowie takiego kota?). Oczywiscie stoi za tym przyznanie zwierzeta prawa do odczuwania, czy nawet empatia w stosunku do tego co czuja, jednak glownym motorem jest egoizm.
I nie jest tez tak, ze na sciezke wegetarianizmu wkroczylam z powodu jakiejs mody, czy z powodu hasla "bo biedne zwierzatka cierpia". Jest to moj w pelni swiadomy, przemyslany wybor i choc ponosze w zwiazku z tym koszty (zdarzaja sie niedobory zelaza we krwi) otrzymuje tez zaplate w postaci poczucia harmonii ze soba sama.
A skoro cos przynosi mi poczucie harmonii uznaje ze taka jest wlasnie moja sciezka. Jesli jednak staje przed wyborem dobro mojego ciala czy harmonia... Dopuszczalne jest wszystko tak dlugo jak dlugo nie zaczynam szkodzic sobei samej, czy na chwile obecna rowniez mojemu dziecku. Stad wlasnie czasowy powrot do miesozernosci na okres karmienia i stad 3-miesieczny epizod 3 lata temu, kiedy to przeprowadzilam sie do osady rybackiej oddalonej o 80 km od najblizszego sklepu i z braku dostepu do warzyw i owocow organizm dostal tak strasznych niedoborow wszystkiego, ze musialam poworcic do jedzenia ryb. Znow byla to kwestia wyboru: trwac w postanowieniu szkodzac sobie, czy przelamac sie na pewien czas? I wybor dotyczyl tez "mniejszego zla" miedzy baranina, ktorej bylo pod dostatkiem, a trudniej dostepnymi, ale jednak mniej zaawansowanymi w ewolucji rybami.
(Hmm... Ciekawe kiedy ja sie wreszcie oducze robic dygresje?).
Wracajac do watku o swiecie przyrody. Oczywiscie, ze stado wyglodnialych wilkow zada sarnie wiecej cierpienia. Ale nie zawsze tak skonstrowany jest ten swiat. Przykladowo tygrys zazwyczaj zabija swoja ofiare jednym uderzeniem lapy celujac bezblednie w rdzen kregowy na odcinku szyjnym. Ofiara ponosi smierc na miejscu. Podobnie jest ze stadem polujacych lwic.
Poza tym odlawiane sa sztuki chore, mlode i czesto mniej sprawne.
Prawo dzungli. Przetrwa najsilniejszy. I choc ogladanie takich scen czy rozmyslanie o nich jest dla mnei rowniez przykre jestem w stanie to zrozumiec. Bo drapieznik walczy o przetrwanie.
Z czlowiekiem sprawa ma sie jednak inaczej. Czlowiek nie musi jesc miesa o czym swiadcza cale rzesze ludzi odmawiajacych sobie tego pokarmu. Jest to zawsze kwestia nawykow zywieniowych, a takze wyboru. Swiadomego wyboru.
Hiena przestawiajaca sie calkowicie na jedzenie trawy nie przezyje tego. Bo nie tak zostala skonstruowana. Jednak czlowiek ma taka mozliwosc.
Poza tym roznica miedzy zwierzeciem a czlowiekiem polega na tym ze czlowiek czesto zabija czy zle traktuje zwierzeta dla przyjemnosci, dla zysku, z wrodzonego okrucienstwa. Zwierze zabija po to zeby przezyc.
Konczac juz swoja wypowiedz i wracajac do cytowanego fragmentu. W kwestii ochrony praw zwierzat nie jestem minimalistka. Byl okres kiedy probowalam podejmowac dzialania bardziej bezposrednie. Ze skutkiem tragicznym dla mnie.
Nie bylam w stanei poradzic sobie z tym bagazem emocjonalnie. I koszt ktory ponosilam byl zbyt duzy. Stanelam przed wyborem, albo bede dalej podejmowac proby "ratowania swiata" i najzwyczajniej w swiecie wykoncze sie psychicznie, albo pozostawie to tym, ktorzy maja dosc mocne (nie będę używać brzydkich słów ;) ) by to zniesc, a sama zrobie wszystko co jako pojedyncza jednostka jestem w stanie zrobic (czytaj nie jesc miesa, podpisywac roznego rodzaju petycje
jednakze bez wdrazania sie w szczegoly - moi walczacy znajomi wiedza juz jak to ze mna zalatwiac).
"To wy musicie byc zmiana, ktora chcecie zobaczyc na swiecie". Mahatma Ghandhi
Zaczelam od siebie. I daje wszystko na co mnie stac.