Podzielę się z Wami pewnym spostrzeżeniem.
Dwa lata temu prowadziłem po Górach Świętokrzyskich grupę młodzieży. Przy przejściu Drogą Królewską z Nowej Słupi na Łysą Górę (klasztor św. Krzyża) mija się przekop w wale kultowym otaczającym część sakralną na szczycie. W pobliżu przekopu jest miejsce, gdzie można siąść, odpocząć. Opowiedziałem wędrującym, że obok, na wale, można czasem znaleźć ślady po zniczach zapalanych przez pogan (takie w szklanych, zdobnych kielichach - lampionach), czasami spodeczek z kaszą, czy gliniany garnuszek. Nie blagowałem, wiem, że są tam pozostawiane
I tu ciekawostka. Młodzież specjalnie się nie zainteresowała (byli zmęczeni) za to opiekunka (na oko ok. 40 lat) przeszukała wskazane miejsce dokładnie. Było po niej widać głód dotknięcia pogaństwa, wyraźne zainteresowanie. Podczas następnego kontaktu dowiedziałem się, że rozmawiała na ten temat z mężem. Ten stwierdził, że pewnie ubarwiłem opowieściami pobyt turystów na Łysej Górze. Uważam jednak, że dyskusja pani opiekunki z mężem dowodzi jej zainteresowania, nastawienia na kontakt.
Drugie zdarzenie to omawianie wycieczki pewnego stowarzyszenia w miejsce związane ze starym kultem. Choć wycieczka miała charakter krajoznawczy rzuciłem, że należałoby z tej okazji pokłonić się Starym Bogom. Długie, przyjazne i przychylne spojrzenie 78 letniego uczestnika aż mnie zamurowało. On nie ganił mnie wzrokiem i nie potraktował wypowiedzi jako żartobliwego nawiązania do przeszłości. Czekał na więcej, czekał na to wyjście (ma się odbyć), chciał to widzieć, może uczestniczyć. Jednak nie powiedział ani słowa.
Trzeci przypadek to osoba powyżej 40 (43 - 44?) z tego samego stowarzyszenia, która po spotkaniu wprost powiedziała mi, że oczekuje takich rytuałów, takich spotkań. Osoba, która jak wiem, nigdy nie zetknęła się z poganami.
Podobne historie, może nie odebrane przeze mnie tak wyraźnie, już mi się zdarzały. Mam wrażenie, że wśród starszych osób są takie, które uważają słowiańskie pogaństwo za własne, prawdziwe, ważne. Przytłoczeni chrześcijaństwem, presją środowiska, nie są jednak w stanie wprost tego zadeklarować. Bądź nie mogą ze względu na rodzinę, na nieprzyjemności, na ostracyzm wobec niej.
Uważam, że w starszych pokoleniach także tkwi potencjał. Może mniejszy niż w młodych bo monoreligine wychowanie robi swoje ale ci ludzie są wokół. Czy spotykając wieloletniego dyrektora Muzeum Zabawek w Kielcach spodziewałem się, że jest rodzimowiercą? A on teraz zastąpił w RKP ofiarnika Emfazego Stefańskiego. Rozmijaliśmy się, on pewnie nawet nie wie o moim istnieniu. A przecież spotykałem go nie myśląc w kategoriach jakiejś wspólnoty, wspólnoty, która jednakże istniała.
Macie takie osoby w swym otoczeniu? odnieśliście podobne do mojego wrażenie w kontaktach ze starszymi osobami?