W kwestii homoseksualizmu, uważam go za zjawisko całkowicie naturalne, zgodnie z definicją naturalności uzgodnioną z Epikurejczykiem w innym wątku. Zachowania homoseksualne występują nie tylko w świecie ludzkim ale także w świecie zwierzęcym. Nie wnikając w to, jakie to prawa natury sprawiają pojawienie się osób homoseksualnych, mam taką myśl, że w dawnych społecznościach osoby te zwiększały potencjał opiekuńczy grupy. Same nie miały własnych dzieci, ale jako ciocie i wujkowie mogli pomagać swoim krewnym w opiece nad najmłodszymi osobnikami w plemieniu.
Homoseksualiści trochę z nie swojej winy a trochę ze swojej winy mają zły PR. Nie ze swojej, bo zostali zepchnięci na margines społeczności, do podziemia. A ze swojej, bo np. różne gey parade eksponują aspekt dość wyuzdanej seksualności w przestrzeni publicznej. Nie sądzę, żeby ich życie redukowało się do tej sfery, ale tak są często postrzegani. Do tego dochodzi drugi czynnik, a mianowicie skoncentrowanie naszej kultury na ciemnych stronach życia. Jesteśmy atakowani informacjami o gwałtach, morderstwach, molestowaniu, pedofilii itd. Zapominamy przy tym, ze jest to absolutny margines życia. Zaczynamy myśleć stereotypowo. Jeśli odrzucimy ten stereotyp, okaże się że większość mężczyzn nie bije żon, większość ludzi nie morduje, większość ludzi nie molestuje, większość ludzi nie krzywdzi dzieci. Podobnie większość gejów nie jest pedofilami, a poza aktywnością seksualną (bogatą lub nie) absolutnie niczym nie różnią się od przeciętnego członka społeczności. Stąd mój pogląd o dopuszczalności adopcji przez osoby homoseksualne. Po prostu, to jest żadne kryterium oceny potencjalnego opiekuna. Co więcej, dawniej własnie takie osoby pomagały swoim krewnym w opiece nad dziećmi, bo same nie były obarczone obowiązkami wobec własnych dzieci.
Natomiast mam negatywny stosunek do małżeństw jednopłciowych. Wynika to z refleksji nad tym czym jest małżeństwo. Tradycyjnie, a dla mnie w dalszym ciągu, małżeństwo nie jest po prostu związkiem dwojga osób ale związkiem dwojga osób przedłużających istnienie społeczności in spe. W większości przypadków zresztą faktycznie. Małżeństwo nie jest wartością samą w sobie. Jest wartością ze względu na funkcję jaką pełni a może bardziej pełniło, w społeczności. Myślę, że własnie dlatego w Konstytucji zapisano że "Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej." To własnie o tę funkcję chodzi. Konsekwencją takiego rozumienia są przywileje w prawie podatkowym jakie mają małżeństwa i rodzina. Nawiasem mówiąc, pod pojęciem rodziny, wiele osób intuicyjnie rozumie rodziców i dzieci. Co byśmy nie mówili, dzieci są jedynym sposobem na przedłużenie społeczności ludzkiej w małym i w dużym wymiarze. Dlatego fakt prokreacji zasługuje na szczególne względy. Pogląd przeciwny jest po prostu dekadencki.
W dzisiejszych czasach zachodnia cywilizacja (Polska również do niej należy) kładzie duży nacisk na indywidualne prawa człowieka. Owe prawa przyrodzone. Niepostrzeżenie doszło do istotnej zmiany w świadomości. Dawniej jednostka widziała siebie jako część większej całości. Obecnie społeczność jest widziana jako zbiór jednostek. Ta zmiana spowodowała, że zaczęliśmy widzieć małżeństwo jako związek dwojga osób, mający dać satysfakcję tym osobom. Nie taka była i w gruncie rzeczy jest funkcja małżeństwa. Małżeństwo jest rodziną in spe. Rodziną rozumiana jako rodzice i dzieci. System prawny i podatkowy ma tę funkcję zabezpieczać.
Związki jednopłciowe czują się dyskryminowane, ponieważ nie mogą partycypować w korzyściach jakie prawo przyznało rodzinom in spe. Powołują się przy tym na prawa człowieka. Więc może rozwiązaniem byłoby odebranie części korzyści rodzinom in spe (małżeństwom) a skierowanie ich na dzieci. Innymi słowy, ulgi podatkowe przeznaczone dla osób wychowujących dzieci, a nie dla małżeństw (np. wspólne opodatkowanie). Uważam, że jest najwyższy czas o tym rozmawiać, bo coraz więcej dzieci rodzi się w związkach nieformalnych. A to dzieci są powodem i istotą owych korzyści.
Takie rozwiązanie odebrałoby argument o dyskryminacji ze względu na płeć w kwestii wspólnego opodatkowania. Pozostaje kwestia prawa spadkowego. Tutaj sprawa jest trudniejsza, choć pewnie też dałoby się znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie, np. jak zaproponował Viking, przyznanie prawa do wyboru osoby bliskiej w akcie notarialnym i wliczenie jest do I grupy podatkowej z zagwarantowanym prawem do zachowku w przypadku posiadania dzieci (wnuków).
Na prywatny użytek nawet mam pewien pomysł. Choć nie wiem, na ile realny.
Resztę problemów zgłaszanych przez osoby żyjące w nieformalnych związkach naprawdę można załatwić umową na gruncie prawa cywilnego, w tym wiele kwestii majątkowych, opiekuńczych itp.
W przypadku związków partnerskich istnieje jeszcze jedno ryzyko o czym pisałem w poście wyżej. Chodzi o nadmierną ingerencję państwa w życie prywatne. Jeśli przepisy o związkach partnerskich zostaną przyjęte, państwo narzuci formę. Narzuci sposób tworzenia takiego związku, sposób rozwiązania, wzajemne zobowiązania itd. A to już jest sprzedaż wiązana, która zawsze ma w sobie element manipulacji. Dla mnie ważna jest zarówno społeczność jak i wolności osobiste. Między nimi musi być zachowana równowaga. Paradoksalnie jest tak, że im bardziej patrzymy na jednostkę i jej prawa, tym bardziej dajemy się ograniczać przez państwowy system prawny, który staje się substytutem społeczności. Bardzo mi się ta tendencja nie podoba.
Z powodów wyłożonych wyżej jestem przeciwny idei związków partnerskich.
A prawo do miłości? To prawo ma każdy. Małżeństwo nie jest do tego potrzebne, czego dowodzi popularność związków nieformalnych.
_________________ Wicca i wiccanie
|