Cytuj:
Podobnie jak podczas poprzednich zmian klimatycznych, może dojść do wojen o terytoria. W każdym razie jedynym sposobem, by zapewnić przetrwanie naszej kultury oraz nie dopuścić do regresu i powrotu ciemnych wieków, jest podtrzymanie produkcji energii elektrycznej. Zachować cywilizację pozwoli nam wyłącznie stopniowe odstąpienie od ekspansji.
Zastanawia mnie, dlaczego mówiąc o ekologii, zmianach klimatu, ekosystemach, jak bumerang wraca temat człowieka na świecie, chronienia jego istnienia i jego dóbr kulturowych.
Jeśli już miałby nas zajmować człowiek w ekologii, to powinniśmy się zająć przede wszystkim przetrwaniem gatunku, jak każdem inne, grzeczne zwierzątko.
Według mnie to egoistyczne myśleć: "trzeba zapobiec efektowi cieplarnianemu, bo nam zatopi Gdańsk, Holandię i Manhattan". Z punktu widzenia Ziemi - jej przecież nie obchodzi Manhattan, dąży jedynie do zachowania równowagi w swoim funkcjonowaniu.
Dla większości ludzi jest nie do pomyślenia, że nie jesteśmy na tym globie jedyni, a jeśli nie jedyni, to chociaż najważniejsi. Sporo racji jest w tym, że jesteśmy jak plaga królików, któych trzeba będzie się pozbyć (patrz: efekt wprowadzania królików i kóz w Australii). Wiem, że cytaty wprzytoczone przez Amvaradel są wyrwane z kontekstu, ale widzęw nich pewną sprzeczność. Ziemia, to samoregulujący się system, który ma pewien cykl życiowy, wie, jak zachować równowagę, nazwijmy to, że ma swoistą "inteligencję". No i ma duży problem z jednym uciążliwym gatunkiem, który trzeba ograniczyć. Ale ten gatunek mówi sobie: "A ja będę mądrzejszy! Nie dam się jakiemuś-tam systemowi! MUSZĘ zachować swoją kulturę!"
Taka sprzeczność rodzi się w wielu ludzkich umysłach. "Chrońmy Ziemię... ale siebie też!" Tak się nie da, z bardzo prostego powodu. KAŻDY gatunek jest z góry skazany na zagładę. Teraz, albo w przyszłości. Ludzka kultura wykształciła sobie model, że wraz z końcem ludzkości nadejdzie koniec świata, a wszystko to najlepiej w wielkim armagedonie, ogniu komety, wpadnięciu do Słońca, zstąpieniu boga/bogów na ziemię i tym podobnych wydarzeń. Tym czasem na nic takiego się nie zanosi. Najprawdopodobniej pozbawieni futra i z osłabionymi zębami (już dziś "ósemki" to prawie atawizm...) nie przetrwamy kolejnego zlodowacenia, które zapewne już niedługo. No, chyba, że doczekamy aż do wybuchu Słońca, albo uciekniemy w kosmos, ale to już zupełnie inna para kaloszy.
Jeszcze trzy słowa o ekosystemach, jako że jestem z branży troszeczkę... Swego czasu na wszelkich dysputach biologicznych było to bardzo modne słówko, ale się od niego odchodzi, jako że jest mylące i raczej mało poprawne. "Ekosystem=biocenoza+biotop", czyli wszystkie elementy przyrody ożywionej i nieożywionej na danym terenie. Sami przyznacie, że niezbyt szczęśliwie to brzmi. Co to znaczy "dany teren"? Wydaje się, że to proste... do ostatniej chałupy jest ekosystem miejski, od chałupy do ściany lasu jest ekosystem pola, a dalej jest ekosystem lasu. Pięknie. Tylko, że to odnosi się tak naprawdę do wszystkiego i do niczego. Ekosystemy przenikają się tak mocno, są tak silnie związane ze sobą, że próby rozdzielenia ich na siłę są bez sensowne, jako że kreślą nam jedynie jakieś abstrakcyjne pojęcia, a chodzi o to, by opisać rzeczywistość.
(wszystkie słowa są wyrazem odczuć, wiedzy i mniemania autorki i w żadnym wypadku nie powinny byćtraktowane jak porada lekarza XD )