Jak tylko coś zrobię, od razu dam znać. Z góry wiem, że nie będzie to nic kunsztownego, ponieważ byłoby to już tylko próżne "strojenie się". Coś delikatnego, może nawet skromnego.
Poza tym, że potrzeba na to sporo czasu, którego teraz niestety nie mam...
Ale jestem więcej niż pewna, że uda mi się namówić ojca do pomocy. skoro chciało mu się ślęczeć ze mną i z bratem nad kolczugami?
Co do masek mam mieszane uczucia. z jednej strony byłoby to cudowne (znowu te "actress-wanna-be" geny
). Robienie ich samodzielnie, z naturalnych "zabawek" itd. Z drugiej rzeczywiście jest w nich coś tajemniczego, co zakrywa naszą osobowość, więc nie jest polecane do samych rytuałów. No dobrze, ale gdyby wykorzystać je tylko przez chwilę? Np. przed rozpoczęciem rytuału, albo po zakończeniu? Np. w Samhain, gdzie m.in. odpędza się "duchy", starając się nie dać im zamieszkać w nas, czy naszym domku, więc udawanie przez chwilę błąkania między nimi jako ktoś inny, byłoby sensowne. Tak myślę... Albo w Beltain (apropos już się zbliżającego), kiedy trzeba np. przejść do lasu. W większej grupie ludzi nadałoby to spontaniczności, radości. Wyzwoliłoby bardziej naturalne reakcje podczas swego rodzaju pochodu, na które człowiek często nie odważyłby się, gdyby był tylko ubrany w szaty rytualne (a tym bardziej w niebo - nie oszukujmy się).
Natomiast, gdy po raz pierwszy pomyślałam o maskach nie przyszły mi do głowy ani maski teatralne, ani włoskie przystrojone liśćmi, czy owocami jarzębiny, ale maski-zwierzęta. Może to dlatego, że podobają mi sie wszelkie chińsko-egipskie teorie na temat zwierząt i ludzi. W każdej starożytnej kulturze zwierzęta i maski-zwierzęta odgrywały znaczną rolę. Pamiętam nawet kilka filmów, w których ten motyw również się pojawiał i uważam, że takie maski to nie tylko ukrycie własnej osobowości, ale też uzewnętrznienie tych cech, które najściślej łącza nas z naturą. Człowiek jest zwierzęciem. Większość ludzi do uzewnętrznienia swoich zwierzęcych cech wybiera te pospolite, ale niektórzy czują sie innymi. Założę się, że gdyby zebrać grupę ludzi z maskami-zwierzętami, to mielibyśmy dużo wilków, kotów, niedźwiedzi i wszelkiej maści rogaczy. Pytanie, dlaczego? Co oznaczają te zwierzęta? Jakie są stereotypy, jakie są rzeczywiste cechy tych zwierząt? Myślę, że wychodząc od takich wniosków można nie tylko "nie ukryć" swojego charakteru, ale jeszcze bardziej go uzewnętrznić i udostępnić innym wizualną formę jego analizy. Jeśli traktować maskę nie jako ozdobę, tylko jako część samego siebie, cała ta "maskarada" nabiera chyba trochę sensu, prawda?
A gdyby tak jeszcze na każdą okazję wybrać inną maskę? Maskę-zwierze, maskę-drzewo, itd. Nie dość, że byłoby ciekawie, to jeszcze cały proces poznawania cech drzew, zwierząt, itd, zmusiłby nas do poznawania samych siebie, pracowania nad nami przy jednoczesnym poznawaniu świata dookoła nas z innej perspektywy, niż do tej pory. Jako wiccanie powinniśmy pracować nad sobą i mógłby to być impuls, który by nam w tym zadaniu pomagał. A później, patrząc na kolekcję masek, moglibyśmy śmiało powiedzieć, jak kształtowała się nasza droga i jakie zmiany w nas zachodziły. Myślę, że mogłoby to być bardzo ciekawe...
Pozdrawiam,
Yuriko