Zamieszczam obszerny fragment dotyczący doktryny RKP w oczach założyciela tego Kościoła, śp. Lecha Emfazego Stefańskiego. Poniższy tekst pochodzi z broszury przeznaczonej do popularyzacji, zatem zamieszczenie go tutaj, nie jest niczym niewłaściwym. Jest to na tyle obszerny fragment, że o żadnym wyrwaniu z kontekstu nie może być mowy.
Lech Emfazy Stefański napisał(a):
RODZIMY KOŚCIÓŁ POLSKI
Nazwa. Założenia programowe. Kult. Etyka. Liturgia i obrzędy. Deklaracja. Statut.
NAZWA
Nazwa Rodzimego Kościoła Polskiego wzorowana jest na ogromnie celnej – nazwie Kościoła zrzeszającego potomków dawnych mieszkańców Ameryki, Indian: „Native American Church”. Wprowadzana ogniem i mieczem chrystianizacja nie zdołała do końca wytępić przywiązania do dawnych wierzeń. Native American Church (Rodzimy Kościół Amerykański) nawiązuje do nich i wskrzesza je, respektując przy tym przybyłe później wierzenia chrześcijańskie.
ZAŁOŻENIA PROGRAMOWE
1. Rodzimy Kościół Polski reprezentuje wyznanie henoteistyczne. Wierzymy, że o losie świata decyduje Siła Kosmiczna zwana Bogiem oraz liczne istoty duchowe Mu podległe.
2. Nasi słowiańscy praprzodkowie byli czcicielami Boga, a nie diabła. Czcili tego samego Boga, Stwórcę i Dobroczyńcę, którego nazywano różnie w językach różnych narodów. Nie pozwalamy sobie wmówić, że nasi praprzodkowie byli czcicielami Zła. Nie dajemy też, wiary średniowiecznym mnichom chrześcijańskim, przybyłym do nas z obcych ziem, którzy w naszych dawnych symbolach religijnych chcieli widzieć jedynie martwe, drewniane „bałwany”, podczas gdy w rzeczywistości były to wyobrażenia istot duchowych podległych Bogu, lub symbole jego wielorakich aspektów.
Polacy nie muszą wstydzić się swojej praprzeszłości. Nie mają też powodu, aby wypierać się jej. Mamy zatem pełne prawo by w naszym języku nazywać Boga również jego dawnym imieniem ŚWIĘTOWIT.
3. Rodzimy Kościół Polski jest kościołem otwartym, ponieważ nie uzurpuje sobie prawa wyłączności – ani w sprawach osobistej wiary, ani przynależności kościelno-organizacyjnej.
Do Rodzimego Kościoła Polskiego przystąpić może chrześcijanin, buddysta, mahometanin, nie wyrzekając się przy tym, ani wypierając, swojej dotychczasowej wiary. Może natomiast poszerzyć jej zakres.
Obca jest nam zasada wyłączności. Uważamy, że można być równocześnie np. buddystą i katolikiem. Przystąpienie do Rodzimego Kościoła Polskiego wcale nie musi oznaczać zerwania z religią dotychczas wyznawaną. Może – jeśli sobie ktoś tak życzy – lecz nie musi.
4. Nie pozwalamy sobie wmówić, że „być Polakiem”, to oczywiście znaczy to samo, co „być katolikiem”. Zwolennikiem „heretyckiej” wiary był przecież Mikołaj Rej, Polak-Słowianin z krwi i kości, żarliwy patriota, nazywany Ojcem Języka Polskiego. Niezliczone rzesze obywateli polskich pochodzenia obcego, którzy zginęli za swoją Ojczyznę, świadczą o bałamutności ideału „Polaka-katolika”. To nie żaden ideał, lecz zwykłe określenie kwalifikujące, w rodzaju: „Polak-prawosławny”, „Polak-Poznaniak” lub „Polak-rolnik”.
5. Wyznawcą Rodzimego Kościoła Polskiego można zostać bez względu na to, jakiej narodowości przodków ma się w swoim drzewie genealogicznym.
Naród – to jest język i kultura, a nie pochodzenie „polskie”. Nas (raczej „Nasi”, przyp. Żmisław Trygławic) królowie żenili się z księżniczkami niemieckimi, austriackimi, a także pozostawiali nieślubne potomstwo z żydowskimi konkubinami, na przykład Kazimierz Wielki. Podobnie czynili nasi pradziadowie wyższych i niższych stanów.
Polakiem jest ten, kto za Polaka się uważa – choćby jego babka była Rosjanką, pradziadek Niemcem z Saksonii, a prababka węgierską Żydówką. Polakiem jest ten, kto czuje się szczęśliwy, gdy słucha Chopina, Moniuszkę lub Szymanowskiego; kto czuje się pomiędzy swoimi, gdy dokoła mówią po polsku.
Mając na myśli tak właśnie pojmowaną polskość, nazywamy nasz Kościół RODZIMYM KOŚCIOŁEM POLSKIM.
KULT
Rodzimy Kościół Polski głosi kult Boga Jedynego – tego samego, który u Arabów bywa nazywany „Allach”, a u wyznawców judaizmu i chrześcijan „Jahwe” lub „Jehowa”. Tegoż samego Jedynego Boga nasi praprzodkowie zwali po swojemu „Świętowit”, póki w dziesiątym wieku nie nakazano im nazywać Go innym imieniem – czcigodnym ale obcym; imieniem, które nadał Mu lud bardzo od nas pod każdym względem daleki, małoazjatycki.
Słowianie musieli wyrzec się nie tylko własnego wyobrażenia Boga, lecz także jego imienia. Nieprzestrzegających tego zakazu karano bardzo surowo, często ścięciem głowy mieczem. Za niedotrzymanie postu w piątek kat wybijał grzesznikowi zęby.
Nie mamy się czego wstydzić. Nasi słowiańscy praprzodkowie nie byli dzikusami. Wiadomo na przykład, że na terenach polskich wytapiano żelazo, które kupcy dostarczali rzymskim kowalom. Duchowe życie dawnych Słowian nie było prymitywne. Ich koncepcje filozoficzno-teologiczne, zapisane w postaci złożonych ideogramów, przetrwały do naszych czasów i są przez naukowców z powodzeniem odczytywane.
Czy zatem możliwa jest rekonstrukcja religii dawnych Słowian?
Tak, aczkolwiek będzie to rekonstrukcja w wielu punktach hipotetyczna. Lepiej jednak mieć nawet miejscami hipotetyczną całość, niż tylko niespójne ze sobą kawałki.
Kraje zamieszkane przez Słowian rozciągają się na znacznym obszarze Europy. Wyniki badań przyniosły nam wiadomości o wspólnej w czasie płaszczyźnie kulturowej różnych słowiańskich plemion. Wspólny zrąb wierzeń ujawnia się wśród Słowian zachodnich, południowych i wschodnich. Wszyscy oni rozporządzali rozbudowaną i zmitologizowaną wizją świata o podobnych zarysach, wykształconą przez progiem chrystianizacji. Mówimy więc o religii słowiańskiej.
Zwięzłą jej charakterystykę znajdujemy w XII-wiecznej „Kronice słowiańskiej” Helmolda:
„Obok wielokształtnej rzeszy bożków, którymi ożywiają pola i lasy, lub przypisują im smutki i rozkosze, nie przeczą, że wierzą w jednego Boga w niebie, rozkazującego pozostałym. Ów Najpotężniejszy troszczy się tylko o sprawy niebiańskie, inni zaś – pełniący w posłuszeństwie przydzielone im zadania – pochodzą z jego krwi (tzn. że wyłonił ich z siebie - przyp. LES) i w tym każdy jest znamienitszy, im bliższy jest owemu Bogu Bogów.”
Wybitny badacz religii Prasłowian, Bogusław Gediga, twierdzi, że słowiańska „tradycja tak ukształtowanego panteonu bóstw, w którym jeden jest bogiem głównym, i właściwie cała koncepcja panteonu bóstw zbliża się nieomal do monoteizmu, musi sięgać odległych czasów”. Tego typu koncepcje określa się w religioznawstwie mianem „henoteizmu”.
Co do tego, że dawni Słowianie byli „henoteistami” naukowcy są zgodni. W religii słowiańskiej, jak pisał Lech Leciejewicz, „występowała zatem tendencja do monoteizmu, spleciona z typowym dla ludów rolniczych kultem przyrody, a zwłaszcza Słońca”. Prokopiusz z Cezarei zapisał około 550 roku, że Słowianie wierzą w jednego Boga, pana wszystkiego, oraz w bóstwa przyrody.
Imię „Świętowit” nie było więc nazwą „pogańskiego bałwana”, ani „diabła”, lecz imieniem Boga – Jedynego Boga. Henoteistyczna koncepcja boskości była dogodnym gruntem dla przyjęcia chrześcijaństwa.
Religijna „rewolucja” w X wieku, brutalnie niszcząc wszystko, co wiązało się ze światem duchowym naszych praprzodków, odcięła nas od korzeni. Chrześcijańscy misjonarze zachowali się u nas jak barbarzyńscy najeźdźcy.
Dziś praprzeszłość naszej Ojczyzny daje się rekonstruować na podstawie nielicznych obcych dokumentów i archeologicznych wykopalisk.
Jeśli ktoś chce otrzymać na maila całą treść tej broszury w formie zdjęć, to można się do mnie zwracać na priv.
Powstrzymam się od komentarza, nie mniej pod tą doktryną się nie podpisuję z różnych względów.